Profile: Wabik
Films comments:
Film ma swoich wyznawców, ale moim zdaniem jest nieudany. Jest to dzieło z gatunku takich, które intensywnie udają, że mają coś ważnego do powiedzenia o życiu i ludzkich relacjach. Niestety po 130 minutach ględzenia okazuje się, że jednak nic ważnego nie powiedziano! Obsada imponująca, ale to naprawdę za mało, żeby stworzyć dobry film. Nie przeczę, są dobre "gęste" momenty, ale jako całość rozczarowuje. Ponadto film jest ubogi i nużący od strony języka filmowego. Ponieważ jest to sfilmowany tekst sceniczny, więc praktycznie wszystko dzieje się w jednym salonie i wyszedł taki teatr telewizji. Film przykry, męczący i nudny. Dobry dla kinowych masochistów i tych, którzy odnajdują tu obraz własnej rodziny.
Tajemnica Filomeny ma swój urok, który zawdzięcza przede wszystkim temu, że dwie główne postacie są bardzo fajnie skontrastowane i świetnie zagrane. Ale jednocześnie ta opowieść ma wszystkie ograniczenia tego typu opowieści. Jest dość banalna, sentymentalna, wręcz ckliwa i wszystko w niej jest dokładnie takie jak można oczekiwać. Film ma walory raczej telewizyjnego dramatu z rodzaju historii prawdziwych niż porządnej kinowej produkcji.
Film ładny wizualnie i ma dobrą muzykę. Jednocześnie jest nudnawy i głupiutki. I ma kiepskich bohaterów. W ogóle nie zdołałem ich polubić i było mi wszystko jedno czy się uratują czy nie. Ogólnie słabo.
To przyzwoite kino, ale raczej nie wybitne i wielkiego halo bym nie robił. Surowość tego filmu jest atutem, ale może też być nużąca, zależy - jak zawsze - od indywidualnej wrażliwości. Film jest trochę za długi, w środkowych partiach niewiele się dzieje (albo też dzieje się, ale zabrakło pomysłu na interesujące pokazanie tego). Finałowa sekwencja ataku według mnie sfilmowana raczej średnio.
Nie zamierzam rozstrzygać czy fabuła jest przewidywalna, czy zaskakująca, czy Żebrowski gra dobrze, czy słabo, czy dylemat moralny jest rzeczywisty czy rozdęty. Napiszę za to z całą mocą, że film jest niestety i po prostu NUDNY. Pamiętam, że po ok. 45 min. spojrzałem na zegarek, bo byłem mocno znudzony i od tej chwili generalnie już mnie nie obchodziło jak się wyjaśni główna "zagadka" fabuły, ani co w ogóle się dalej stanie. Nazywanie tego filmu thrillerem jest nieporozumieniem, bowiem thrill znaczy po angielsku dreszcz emocji, a u widza znudzonego raczej o dreszcze trudno. Naprawdę szkoda tak przyzwoitej realizacji na tak kiepski scenariusz. Bardzo mnie dziwi, że film wyrasta na spory sukces kasowy, bo w ogóle nie widzę ku temu powodów.
To nie jest moja muzyka, nie moje miejsca, nie moje pokolenie, ogólnie nie moje klimaty. A o PFK nigdy wcześniej jakoś nie słyszałem. Dlatego ja odbieram to dzieło wyłącznie jako film (a nie jako ekranizację jakiegoś ważnego dla mnie zjawiska). I jest to dobry film. Jest w nim jakaś uniwersalność i intensywność, która powoduje, że ta historia widza obchodzi, wciąga, porusza. Fajny pomysł z filmowaniem wszystkiego na dużych zbliżeniach. Taki prosty niby myk i nieoryginalny przecież, ale robi efekt. Ale przede wszystkim obsada naprawdę daje radę! I to jest największy atut tego filmu.
Ja też, ja też mam swoje propozycje: "Tadeusz Kościuszko - wiedźmin" i "Wojciech Jaruzelski - pogromca strzyg"
Do rodzica. Trzeba chyba wykonać jakiś minimalny wysiłek informacyjny zanim się zabierze dziecko na film. A nie mieć pretensje do niewiadomo kogo. W Polsce nie ma przepisów o ograniczeniach wiekowych i decydują o tym rodzice. Nie każdy film animowany musi być bajką! Skąd w ogóle założenie, że Roman jest dla dzieci??? Sorry, ale uparte powtarzanie słowa "bajka" nie ma mocy sprawczej. Trailery filmu jednoznacznie pokazywały, że jest to komedia dla starszych nastolatków i dorosłych. Również wiek sugerowany przez dystrybutora jest "od 15 lat".
Mroczny rycerz powstał. Tia. Ale zaiste lepiej, żeby był leżał dalej! Oszczędziłby mnóstwu ludzi rozczarowania i zbytecznego wydatku 48 zł (2 os.)
Film ma sporo z klimatów mrocznego fantasy, wiec można go obejrzeć z pewną przyjemnością. Ale szału nie ma. Scenariusz słabuje, a sama Śnieżka to już prawdziwa porażka. Pomysł na opowieść, w której Śnieżka jest niekoniecznie eteryczną pięknością, tylko dziedziczką zgładzonego króla, a ciężar konfliktu leży raczej w walce o władzę jest naprawdę OK. Ale panna spory-nochal-gigantyczne-siekacz e-i-wiecznie-rozchylone-usta zdecydowanie nie daje rady. No i to królestwo zredukowane do zamczyska i zabłoconej wioski... Za to Theron jako zła królowa znakomita. W filmie zdecydowanie widać potencjał i bardzo szkoda, że słabo został wykorzystany. A niektórzy, jak widać poniżej, po prostu pomylili filmy. Trzeba cokolwiek wiedzieć o filmie, zanim się zabierze na niego dzieci, zamiast narzekać, że film fantasy dla (mniej więcej) dorosłych nie jest bajeczką dla kilkulatków.
Straszny film. Niestety nie "Straszny film 5", tylko po prostu straszny film. Głupi i nudny. Wyłącznie dla zdeklarowanych fanów Batmana w wersji Nolana i to tych cokolwiek bezkrytycznych.
Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle! Kiepski scenariusz, który się kupy nie trzyma. Kiepska rola Kota jako młodego Klossa. Mamy tylko dwie postacie kobiece i obie fatalne. Niedoróbki na każdym kroku: w scenariuszu, w zdjęciach, w efektach, w charakteryzacji, w logice. Cały czas trąci małym budżetem (polską taniochą jak kto woli). I jeszcze ten totalny brak dystansu. Filmowi bardzo dobrze by zrobiło trochę ironii i pastiszowej tonacji. Niestety usiłuje być śmiertelnie poważny. Jeżeli w ogóle daje się to obejrzeć do końca, to tylko przez sentyment dla serialu. Fajny wątek SB-ków w latach siedemdziesiątych i świetny Mecwaldowski. Ale to za mało.
Powiedzmy, że nie do końca kupuję scenariusz, ale i tak warto. Mieszanka wątków i tematów jest naprawdę odjechana, a jednak (o dziwo) tworzy to zdatną do oglądania i przyjemną całość. Szczególnie dla miłośników zakręconego kina. No i jeszcze Sean Penn! Warto choćby tylko dla tej roli.
Moim zdaniem nikt by tego filmu nie zauważył, gdyby nie był ekranizacją światowego bestselera. Ot taka wymyślna, wystylizowana sensacja, do puszczenia w telewizji, w środku tygodnia po 22. Scenariusz nierówny, trochę niespójny. Niektóre wątki i postaci robią wrażenie wepchniętych na siłę. Lepiej było je całkiem usunąć, a pozostałym nadać więcej treści i wiarygodności. Przecież i tak nie da się w pełni sfilmować takiej powieści. A tak film wyszedł za długi i trochę nudny. Próba oddania mrocznego skandynawskiego nastroju poprzez fotografowanie w ciemnych kadrach przesyconych szarością raczej nieudana. Na początku ma to swój urok, potem robi się groteskowe.
Nie wiem czy jest to dzieło na miarę Oscara w głównej kategorii, ale na pewno świetna rozrywka z najwyższej półki. Wspaniale udany eksperyment ze wskrzeszeniem niemego kina. To fantastyczne, że współczesne kino potrafi być takie zaskakujące i nieprzewidywalne.
Nie podoba mi się scenariusz i w ogóle koncepcja tego filmu. Wolałbym obejrzeć film o jednej z najważniejszych postaci drugiej połowy XX wieku (o nietuzinkowej kobiecie, polityce i historii najnowszej). Zamiast tego mamy głównie czyjeś fantazje na temat demencji żyjącej osoby. To jest jednak po prostu niesmaczne, jak to już inni zauważyli. A poza tym kolejne podobne do siebie sceny "domowe" są po prostu nudne. Meryl Streep zaiste znakomita. Ale czy to równoważy wady filmu? Tak to już czasem bywa: film ułomny, a rola wielka.
Z pewnym zdziwieniem konstatuję, że chociaż Jodi Foster była przepyszna, to bardziej podobała mi się sztuka w Teatrze Słowackiego. Z zupełnie mi nieznanymi aktorami i zrobiona przez zupełnie mi nieznanego reżysera, a jednak lepsza. W kinie trochę się jednak nudziłem, w teatrze ani przez chwilę. Nadmieniam, że najpierw widziałem film. No sorry, ale Polański do spółki z autorką po prostu rozpieprzyli naprawdę dobry (sceniczny) tekst. Polecam spektakl. Film można, ale niekoniecznie.
Zgadzam się, że nowy Coś
ogólnie daje radę, chociaż dupy
nie urywa. W porównaniu ze
starym Cosiem ma słabszy klimat,
za to lepsze efekty. Fajnie, że
film zrobiono z szacunkiem dla
starej wersji, nawiązania i
cytaty są miłym bonusem, dla
tych , którzy znają film z
1982r. A jak ktoś nie zna, to
też może obejrzeć z
przyjemnością, niczego mu nie
będzie brakowało.
Najsłabszym elementem
filmu jest postać pani doktor
paleontolog, jakby nie było
głównej bohaterki. Strasznie
drętwa i nijaka, zupełnie
pozbawiona charyzmy i energii.
No nie da się uniknąć porównania
z Ripley z Obcego (bo filmy
bardzo podobne w ogólnym
zarysie). Otóż pani doktor
rzemyków u sandałów Ripley
rozwiązywać niegodna!
Naprawdę bardzo się cieszę, że tak wiele osób jest zachwyconych, ale realnie film jest, powiedzmy, średni. Kiedy czytam w innej opinii: przede wszystkim mądry i PRAWDZIWY, to mogę się tylko ironicznie uśmiechnąć. Jest to bowiem dziełko banalne, naiwne, schematyczne, przewidywalne, ckliwe i mocno oderwane od realnego życia, co zresztą jest cechą większości tego typu produkcji. Scenariusz, owszem, lepszy od większości polskich komedii, ale czy lepszy od byle czego znaczy dobry? Zupełnie nieudana jest postać Romy Gąsiorowskiej, co dziwi, bo to naprawdę zdolna aktorka, ale widocznie nie do komedii romantycznych ma talent. Film jest ciepły, sympatyczny, optymistyczny, to wszystko prawda, a ponieważ o to właśnie chodziło, więc jest OK.
Cóż... Jerzy Hoffman niewątpliwie potrafił robić dobre filmy. Kiedyś. Potop jest po prostu znakomity, Trędowata i Znachor, to bardzo udane ekranizacje, które ciągle świetnie się ogląda, ale Ogniem i mieczem było słabe, a Stara Baśń to już potwornie żenujący gniot. Bitwa warszawska nie jest może żenująca, ale do dobrego filmu brakuje jej bardzo, bardzo dużo. Słaba, niespójna historia, nieprzekonująca ani w wątku historycznym, ani w miłosnym. Co do zdjęć i efektów 3D uważam, że są bardzo słabe. Poczucie ogromnej sztuczności obrazu od pierwszego ujęcia, dziwne światło, dziwne kolory, kłopoty z czerwienią, która dziwnie migocze, potwornie ciemne kadry, mnóstwo szczegółów ginie w nienaturalnym mroku, brak płynności ruchu w zbliżeniach. Naprawdę wiele bardzo widocznych wad.
No z góry wiadomo, że raczej nie wartka akcja i porywające gagi mają stanowić siłę tego filmu, ale w zamian liczyłem na porcję francuskiego wdzięku. Czekałem, czekałem i nie doczekałem się. Znany reżyser (Ozon) i gwiazdorska obsada (Deneuve, Depardieu) to niestety czasem za mało. Film jest drętwy i nudny. Odradzam.
Od lat nie widziałem tak dobrego filmu z gatunku szeroko rozumianego SF (poza Avatarem oczywiście).
Tego się po prostu nie da oglądać! Długie, rozwleczone ponad wszelką miarę, przegadane, nudne, pozbawione akcji i napięcia NIC. Na szczęście nikt na ten chłam nie chodzi. Byłem na seansie w ogromnej sali. Sprzedano 4 bilety, dwie osoby wyszły w połowie. Ja doczekałem do końca i zaprawdę nie było warto!
Ten film ma klimat. Pokręcona historia o pokręconych ludziach. Ni to realistyczna, ni to bajkowa. Nawet jak jest totalnie do kitu, to życie bywa fajne. Jak los kopie cię mocno w dupę, to może jutro podsunie coś cennego. Fajnie jest być życzliwym dla innych. Dziwacy bywają fajnymi ludźmi. Prawda, jakie to wszystko odkrywcze? :-) Czy ta banalność przeszkadza? Nie przeszkadza, bo jako się rzekło, jest tu klimat. Jeżeli masz pomysł, żeby pójść na polską komedię, daruj sobie. Sztuka w sztukę nieudane. Idź na Soul Kitchen!
Według mnie udany film. Mroczna baśń dla dorosłych. Bardziej chyba horror niż film przygodowy i fantasy (chociaż jest wszystkim po trochę). Ma spójną historię, która trzyma się wewnętrznej logiki (a to często szwankuje w tego typu dziełach). Duża zaleta, to fajnie pomyślana postać dziewczyny, którą stopniowo coraz bardziej podejrzewamy, że jednak jest wiedźmą. A czy jest... Słaby element to końcowa sekwencja, kiedy wszystko staje się zbyt dosłowne (ale akurat koledze się podobała). Całość ulepiona z nader znanych elementów: jest drużyna, która musi odbyć podróż, a w jej czasie bohaterowie muszą dojrzeć i czegoś ważnego się dowiedzieć, ktoś z drużyny musi zginąć, a ktoś przeżyć itd. Ale ponieważ jest to dobrze zrobione, to fajnie się ogląda.
Nie będę oryginalny jak napiszę, że to bardzo dobry film. Ponury i chwilami brutalny, ale na szczęście nie jest to brutalność dla samego epatowania. Bardzo dobra robota filmowa: z niepozornych elementów od początku stworzona bardzo gęsta atmosfera, która nadal się zagęszcza. Mocne sceny pojawiają się znacznie później, niepokój czujemy od pierwszych minut. Dobre, niejednoznaczne zakończenie, które pozwala na indywidualną interpretację, od dającej wiarę w ludzi do totalnie pesymistycznej.
Sympatyczna komedia sensacyjna. Porządnie zrealizowana, z dobrą obsadą i niepozbawiona wdzięku. Fakt, nie wszystkim się musi podobać, bo brak tu dowcipów o pierdzeniu i przedwczesnych wytryskach.
Standardowy film gangsterski jakich wiele już było. Porządnie zrealizowany, ale to niestety jest po prostu słaba historia. Trudno tu o jakieś większe napięcia i emocje u widza, no chyba że o zagubienie (o co tu chodzi?). Dużo krwawej strzelaniny jak ktoś lubi. Cały czas rozkołysana kamera, jakby kamerzysta dostał pląsawicy. Naprawdę do przesady. Niczego to nie wnosi, a film staje się przykry w odbiorze. Jakby – cholera – w jakimś konkursie startowali, ile zrobią nagłych zwrotów kamery w 15 sekundowym ujęciu.
Quantum catastrophe!!! Porażka, żenada i nuuuuda!!! Nie zbliżać się do kina! Ten film jest tak słaby, że nawet nie chce mi się pisać co ma nieudane. Wszytsko ma nieudane!!! Żeby za taką potworną kasę nawet nie sfilmować i nie zmontować porządnie scen walki i pościgów! Niewiarygodne! Nawet piosenka jest do kitu!
Hulk to... Hulk. Komiks na ekranie. Głupiutki, naiwniutki, dziury w scenariuszu jak w starych majtkach. Można zobaczyć, jak kto lubi. W swojej klasie film na średnim poziomie. Przeciez wiadomo, ze tam o nic nie chodzi tylko o odjazdowe naparzanki. Najgorszy element: rola Liv Tyler - drętwa i strasznie irytująca.
To naprawdę słaby film. Cate Blanchett robi co może, ale przy takim scenariuszu niewiele może. Wszystko w tym filmie jest płytkie, nijakie, blade, drętwe i NUDNE jak cholera. To nie jest dobry film historyczny, ani biograficzny, ani batalistyczny, ani dramat, ani nawet romans. Dobre są tylko kostiumy. Mimo podtytułu The Golden Age, NICZEGO się nie dowiemy z tego filmu o Złotym Wieku Anglii. Zadziwiające, ale lepiej się bawiłem na Alien vs. Predator 2.
Ciekawy, ale też przesadnie
chwalony
Kino autorskie w pełnym
znaczeniu. Subtelny, niespieszny
film. Aktorsko znakomity. Piękne
zdjęcia. Ale, błagam, nie róbmy
z tego arcydzieła! Nie czarujmy
się - scenariusz jest słabiutki.
Jeżeli to ma być szczytowe
dokonanie polskiej
kinematografii, to niestety
nadal mamy bardzo kiepską
kinematografię.
Bardzo przeciętny film
W ostatnich latach
mogliśmy oglądać wiele naprawdę
znakomitych czeskich filmów
(m.in. Zelenki, Ondricka czy
samego Hrebejka). Niestety
Piękność w opałach do nich
ZDECYDOWANIE NIE NALEŻY. To
banalna, nudna i męcząca
historyjka o niczym, w której
wcale nie ma wielkiej
psychologii (jak chcą
niektórzy). Historie o niczym
bronią się, jeżeli mają klimat.
Tu niestety nie ma żadnego
klimatu. Kilka dobrych scen i
niewątpliwy autentyzm nie tworzą
jeszcze dobrego filmu. Strata
czasu i pieniędzy!
Po prostu fajny
Zrobiony ze smakiem i bez
przesady, milusi film o
życiowych nieudacznikach i
emocjonalnych popaprańcach,
którym się jednak udaje. Potężna
dawka optymizmu!
Szkoda czasu
Nieciekawa fabuła.
Nieatrakcyjna kreska i animacja.
Jeżeli ten film wywołuje
jakiekolwiek emocje, to tylko
poprzez wspomnienie książki. Ci
co nie czytali prawdopodobnie
usną. I NIE JEST to adaptacja
Ziemiomorza jak wszyscy piszą
(czym tylko dowodzą swojej
ignorancji) tylko film luźno
oparty na wątkach 3. i 4. części
cyklu.
Żałosne !!!
Banał, taniocha i straszna
płycizna. Wszystko to
widzieliśmy już ze sto razy.
Banalni bohaterowie, banalne
problemy, banalne wybory itd. I
Meryl Streep też niczego tu nie
ratuje. Owszem to
profesjonalistka, zagrała z
werwą, ale co z tego? To film o
niczym. Na poziomie
intelektualnym i emocjonalnym
gimnazjalistek (i to tych mniej
rozgarniętych). Wyłącznie dla
wiernych czytelniczek Bravo
Girl, które starszym siostrom
podbierają Avanti.
Fajna zabawa
Film milutki i...
głupiutki. Ale to drugie
naprawdę w niczym nie
przeszkadza. To przecież nie
jest dramat społeczny.
Dziewczyny po prostu świetne,
można jeść łyżkami. Chwilami
irytująco złe zdjęcia. W sam raz
na lekki początek weekendu.
Może być
Film zgrabny i zabawny,
czyli taki jak wszyscy
oczekiwali :) Ale jeżeli już go
porównywac z jedynką to jest
zdecydowanie słabszy! Przede
wszystkim dlatego, że brak tu
takiej fajnej, zamkniętej
historii do opowiedzenia. To
raczej zestaw scenek i gagów
mało ze sobą powiązanych.
He-he-he
Głupi, nudnawy, za długi,
przeładowany film dla ignorantów
i osobników bezkrytycznych.
Powalająca nieoryginalność
historii: to jest koktajl z
potwornie zużytych sładników.
Nagromadzenie idiotyzmów
przekracza wszelkie normy.
Bardziej irytujący niż
wciągający, bardziej męczący niż
trzymający w napięciu. W wielu
momentach po prostu groteskowy.
Za to zupełnie przyzwoity
aktorsko. Rany, o co to całe
halo??!!
W pierwszym odbiorze nudnawy,
ale wart przemyślenia
W takim najbardziej
filmowym sensie jest to dziełko
takie sobie. Bez rewelacji,
oprócz spektakularnej roli P.S.
Hoffmana jako Trumana. A jednak
film zmusił mnie do myślenia,
wracałem do niego wielokrotnie
przez kilka dni. Podnosi
naprawdę ciekawe problemy. Czy
wolno igrać z cudzymi uczuciami,
wykorzystywać cudzą bezbronność,
nawet jeśli ten ktoś jest
zbrodniarzem? I w imię czego:
sztuki? kariery? prawa do
informacji? Jak daleko można się
posunąć w manipulacji, żeby
samemu nie stracić więcej? Poza
tym to ciekawe spojrzenie na
odwieczny dualizm
artysta-człowiek. Jakoś tak to
już dziwnie na świecie jest, że
wybitne i utalentowane
artystycznie jednostki są często
pokręcone, nieprzystosowane,
trudne dla otoczenia, kosmicznie
egocentryczne, kabotyńskie,
małostkowe. I niewykluczone, że
z tego pokręcenia rodzi się
sztuka.
Porządne, mądre kino
Całkiem dobry film o
umieraniu. Fakt, temat zgrany
niemiłosiernie. Ale ten obraz ma
poważne zalety. Obnaża
bezgraniczną bezradność bohatera
wobec oczekiwanej śmierci. I to
jego wielka siła. Romain niby
chce coś z tym zrobić: a to
rzucić się w wir rozpusty, a to
okazać trochę czułości rodzinie,
a to zrobić coś dobrego dla
obcych ludzi, ale to się średnio
udaje i przede wszystkim nie
przynosi rozwiązania głównego
problemu. Filmowi udaje się
uniknąć takich ssstrrrasznie
wzruszających scen, obrzydliwie
ckliwych i najczęściej
oderwanych od rzeczywistych
ludzkich zachowań, których pełne
są podobne dzieła. A przede
wszystkim nie serwuje widzowi
taniochy, w postaci naiwnych
pocieszeń i niby-happy-endów.
Ciekawe czego by chcieli Ci,
którym brakuje tu głębi i
przesłania. Może końcowej sceny,
w której Romain pośród
światłości i dźwięków trąb
wstępuje do nieba, bo odkupił
swoje winy?
Powiew egzotyki dla
niewymagających
Muszę się zgodzić z
opinią, którą gdzieś
przeczytałem - film elegancki
ale nudnawy. Niewiele się
dzieje. Wątek miłosny zupełnie
nieprzekonujący. Co za głupawy
pomysł, żeby Chinki grały
Japonki! Irytujące. W ten sposób
chciano oddać klimat dawnej
Japonii?? I jeszcze ta Ziyi
Zhang w głównej roli. To już nie
ma na świecie innych aktorek,
musi grać we wszystkim?
(Przyczajony tygrys, Hero,
Latające sztylety) Zresztą po
prostu jest kiepska jako gejsza.
Jej mentorka, Mameha (Michelle
Yeoh) to ma klasy za dwie. Ale
ta bidusia? Zaiste trudno dociec
na czym polegała przemiana ze
służącej w nieprzeciętną i
sławną gejszę (poza makijażem
oczywiście).
Nudny
Intryga obiecująca, temat
poważny, obraz Afryki dający do
myślenia, aktorstwo bez zarzutu,
ale film niestety ponury,
męczący i (co jest największą
wadą) nudny.
Dobry również dla
nie-socjologów
Pomysł na film mało
oryginalny. No po prostu
nieodparte jest skojarzenie z
"Nocą na Ziemi" Jarmusha, ale
filmów nowelowych z jakimś
"łącznikiem" było wiele.
Przesłanie też chyba mocno
wyświechtane (no bo niby co? że
tacy jesteśmy podobni w tej
Europie, choć różni?). A jednak
warto! Jeżeli ma się talent i
zmysł obserwacji ludzi, można
zrobić film udany, chociaż nie
odkrywczy (zresztą wszystko już
było, a to przecież nie powód,
żeby nie robić nowych filmów). W
czterech miejscach Europy,
jednego dnia, ludzie w obcych
krajach wpadają w kłopoty w
związku z kradzieżą. Z banalnego
pomysłu naprawdę dużo
wyciśnięto. Film zabawny i
niegłupi. Trochę bazuje na
narodowych stereotypach, ale
pochyla się nad nimi z
życzliwością. Znakomite postaci
i relacje między nimi.
Polecam.
Przeciętne kino rozrywkowe z
dobrymi zdjęciami
Żadna tam rewelacja, ale
też nie dno, nie ma co
przesadzać. Można obejrzeć z
pewną przyjemnością i tyle. Nie
wiem czy Spielberg miał jakieś
głębsze ambicje (niektórzy
twierdzą, że tak). Jeżeli miał,
to mu nie wyszło - na poważnie
można mówić tylko o filmie
rozrywkowym, melanżu SF z kinem
akcji. Sporo idiotyzmów, które
ciężko przełknąć, logika w tym
filmie działa w mocno
ograniczonym zakresie. Np. po
dziwnej burzy wysiada cała
elektronika, ale kamera jakiegoś
gościa na ulicy akurat działa, w
innym momencie spadający samolot
burzy pół domu i rujnuje
okolicę, ale stojący na
podjeździe samochód głównego
bohatera nie ma nawet wybitej
szyby i oczywiście bez problemu
przejeżdża przez miejsce
katastrofy itd, itd. Na osłodę
dobre efekty i zdjęcia
Kamińskiego. PS. Jak Dakota
Fanning dalej będzie grała w co
drugim amerykańskim filmie i
znowu zobaczę jej wytrzeszczone
ślepia, to chyba zwymiotuję.
Mimo wad całkiem fajny
Część III jest
zdecydowanie najlepsza ze
wszystkich nowych "Gwiezdnych
wojen". Wreszcie coś się dzieje,
a nie dostajemy tylko serii
efektownych, ale nudnych
gadżetów. I to pomimo tego, że
różne wątki fabuły sprawiają aż
nadto wrażenie usilnie
poupychanych w ramy narzucone
znaną przecież przyszłością
bohaterów. W "Zemście Sithów"
jest mrocznie, ponuro i
fatalistycznie. Przeznaczenie
się dopełnia. Można oczywiście w
nieskończoność gloryfikować
stare części i powtarzać, że
nowe im nie dorównują, co
zresztą jest w dużym stopniu
uzasadnione. Nie można jednak
ignorować faktu, że pierwsza
trylogia powstała w innych
czasach, dla publiczności o
innej wrażliwości i co innego
wówczas można było w kinie uznać
za rzecz awangardową lub
efektowną. Obecni
trzydziestolatkowie – trzon
sympatyków serii oglądali stare
"Gwiezdne wojny" jako dzieci.
Obiektywnie również tamte filmy
mogą razić infantylnością i
innymi wadami. PS. Najgorszym
elementem GW III jest Hayden
Christensen, który wygląda jak
postarzony dzieciak, a całą
mroczność i rozterki Anakina
próbuje oddać stale przesadnie
marszcząc brwi i spoglądając
spode łba, co szybko staje się
groteskowe. To już Yoda, choć
komputerowy jest lepszym aktorem
i bardziej wierzę w odegrane
przez niego emocje!
Ten film zostaje w głowie po
wyjściu z kina...
No rzeczywiście polski
tytuł jest po prostu kretyński.
"Czekając na Joe" brzmi jak
tytuł komedii romantycznej (Joe
pewnie gdzieś zapił z kumplami,
ona czekała i była zawiedziona,
więc Joe musiał się potem
starać, żeby ją odzyskać).
"Touching the Void" to
"Dotknięcie pustki", nie tylko
dobrze brzmi, ale stanowi
również świetny klucz do
interpretacji filmu. I po
cholerę było psuć??? Czasem mi
się wydaje, że w Polsce trwa
nieustający konkurs na najlepiej
spieprzony tytuł zagranicznego
filmu. To opowieść o wyprawie w
wysokie Andy. Ale nie
spodziewajcie się powtórki z
"K2". Żadnych klimatów kina
przygodowego, fajerwerków i
ozdobników scenariuszowych. To
rekonstrukcja autentycznej
wyprawy, paradokument. Aktorzy
prawie się nie odzywają,
słyszymy głównie relację
prawdziwych uczestników zdarzeń.
I napięcie budowane zupełnie
inaczej – od razu wiemy kto
przeżył. W zasadzie prawie można
by się zgodzić z tymi, którzy
twierdzą, że film jest nudny.
Prawie. Teoretycznie taka
formuła skazana jest na
przynudzanie, ale w
rzeczywistości trudno pozostać
na ten film obojętnym. A
rozstrzygnięcie czy to "tylko"
film o niezłomności człowieka,
czy może dotyka metafizyki
pozostawiam każdemu widzowi na
własny jego użytek. Reżyser
niczego nie narzuca, żadnych
łatwych podpowiedzi. Dobre
zdjęcia. Polecam. Nie tylko dla
miłośników alpinizmu (sam do
nich nie należę).
Wabik , 2004-04-14
19:58:00
Na lekki początek weekendu
Ogólnie fajny film
rozrywkowy, tylko trzeba na
wejściu zaakceptować konwencję.
Nagromadzenie
nieprawdopodobieństw i
idiotyzmów jest po prostu
kosmiczne, czyli... w gatunkowej
normie. Mnie się podobała
głównie pierwsza połowa z
pięknie i niekonwencjonalnie
pokazaną Afryką. Zajefajna
muzyka, współtworząca lekki
klimat filmu. I tylko do tego
klimatu nie pasuje to, że film
jednak ociera się o bardzo
poważne i realne problemy
współczesnej Afryki. Lepiej by
było konsekwentnie pójść w
zabawę, pastisz i zgrywę.
Można, ale niekoniecznie
Film o tzw. zwyczajnych
ludziach. Jego siłą jest
autentyzm. Świat pełen jest
takich nudnych pierdołów i
patologicznie niedojrzałych
gnojków jak bohaterowie, a nie
jakichś barwnych figur. Podobało
mi się to, że w Kalifornii,
krainie poniekąd mitycznej,
asfalt też jest połatany,
krawężniki wyszczerbione, a
samochody brudne. Mieszkania
bohaterów wreszcie nie wyglądają
jak katalog firmy dekoratorskiej
itd. Historia jest naprawdę
przekonująca. Ale to jeszcze nie
powód, żeby ten film obwoływać
wybitnym dziełem. Jakoś nie
dostrzegłem głębszej refleksji
czy okazji do wzruszeń. Ot,
celna obserwacja. I tyle. Jestem
przekonany, że podobnych filmów
powstaje mnóstwo w nurcie tzw.
kina niezależnego, tylko my je
rzadko mamy okazję oglądać.
Barwnie, egzotycznie,
baśniowo
Jeżeli komuś podobał się
Tygrys ze smokiem oraz
(zwłaszcza) Hero, to i Dom
sztyletów powinien zobaczyć. Po
prostu trzeba mieć predyspozycje
do tego, żeby przez 2 godziny
tylko podziwiać urodę obrazu i
ruchu. Zapewne nie dla każdego
jest to strawne. Bo historyjka
jest tak naprawdę głupawa i za
Chiny (nomen omen) nie da się
wziąć na poważnie miłosnych i
ideowych rozterek bohaterów. Ale
za to te barwy, plenery,
choreografia i zdjęcia...
Mniam!!! Niestety mnie osobiście
bardzo przeszkadzały liczne
niedoróbki, podwójnie irytujące
w filmie ogólnie BARDZO
starannie zrealizowanym. Różne
takie znikające i pojawiające
się na zmianę w różnych
ujęciach, bez żadnego sensu
łuki, konie, krew czy zaostrzone
paliki.
Jeżeli chcesz zachować dobre
zdanie o Streisand, Hoffmanie,
De Niro - nie oglądaj!!!
Choroba sequeli w pełnym
rozkwicie. Z wdzięku pierwszej
części nie pozostało dosłownie
nic. Przypadkowa zbieranina
gwiazd, które akurat miały
wolne, a nie miały dość rozsądku
by odmówić (do poprzedniej
obsady dokooptowano Streisand i
Hoffmana). Ich zadanie:
wyłącznie zapewnić oglądalność,
bo grać to już im się nie
chciało (zresztą może nikt tego
od nich nie oczekiwał). Dowcipy
w dużej części prymitywne i
niesmaczne, do tego stopnia, że
człowiek z zażenowaniem patrzy
na ekran, gdzie niemiłosiernie
mizdrzą się niegdysiejsi giganci
kina. Bardzo przykre doznanie
dla kinomana. Najlepiej
zapomnieć, że taki film
powstał.
A propos polskich filmów...
Akurat "Symetria" miała
ewidentne braki warsztatowe. To
interesujący film, ma
interesujący pomysł,
interesującą historię powstania
i osobę reżysera. Tylko filmem
jest nie do końca udanym. A
"Dzień świra" widziałeś?
Zaiste pułapka... na naiwnego
widza
Moja opinia na temat tego
arcydzieła współczesnej sztuki
filmowej jest odmienna od
większości niżej zamieszczonych.
Rzekłbym: odmienna ekstremalnie.
Chwyta za serce? Dobre
aktorstwo? Cudowny? Rany Boskie!
Kiedy? Toż to jest ordynarna
sztampa do potęgi, przeładowana
żałosnym sentymentalizmem.
Ckliwy banał, tandeta i
efekciarstwo. Emocjonalnie
poziom wenezuelskiej telenoweli.
Aktorzy chyba przypadkiem wpadli
w przerwie na lunch, ktoś podał
im kaski i tak jakoś poszło.
Scenariusz (o ile był)
przypuszczalnie uległ jakiejś
poważnej awarii (np. na jedyny
egzemplarz rozlała się kawa,
potem rozsypały się kartki, więc
poukładano je dowolnie, a część
zginęła, więc ktoś dołożył
trochę z dziewiętnastowiecznej
powieści dla pensjonarek).
Reżyser był niedysponowany więc
zastąpiła go babcia. Nie zbliżać
się do kina!!!!!!!!
Subtelne kino
Skromna (w sensie użytych
środków), niespieszna i
refleksyjna opowieść. Bez
fajerwerków, sensacji i tanich
żartów. Dobrze zrobione i bardzo
europejskie w swym stylu kino.
Choć właściwie niewiele się
dzieje, myślący widz na pewno
nie będzie się nudził. Ten film
ma swój klimat. Naprawdę pięknie
są pokazane relacje między
siostrami. O swoich emocjach
mówią niewiele, ale jakże
treściwie! Można by oczekiwać
wiecznej zgryźliwości (z
ewentualną domieszką humoru), bo
taki obraz samotnych starszych
pań jest serwowany nader często.
Tymczasem mamy tu wzajemne
zrozumienie, bliskość i
wsparcie. Reżyser na szczęście
nie starał się wszystkiego
domknąć, spuentować,
skomentować. Woli obserwację
bohaterów, sugestię. Raczej
zachęca do własnej refleksji niż
daje proste odpowiedzi. Z innej
beczki: niestety muszę się
zgodzić, że ten niby-polski,
którym posługuje się Andrea (i
skąd do cholery takie imię u
Polaka?!) jest wybitnie
irytujący. Niepojęte, że w
brytyjskim, porządnie
zrealizowanym filmie, nikt nie
zadbał o jakąś konsultację
językową. Albo, że aktor nie
może się nauczyć pięciu słów w
obcym języku. Na szczęście
Andrea jest moim zdaniem
postacią drugoplanową w tym
filmie. A wyśmienity duet
Dench-Smith (siostry) potrafi
bardzo wiele zrekompensować.
Refleksyjny
Po pierwsze uważam, że to
jest film uniwersalny (nie tylko
dla amatorów lub znawców
klimatów orientalnych). Owszem,
jest osadzony w obcej nam
kulturze i religii, ale ma to
drugorzędne znaczenie. Moim
zdaniem to film o dojrzewaniu, o
dokonywaniu wyborów i ich
konsekwencjach. O tym, że każdy
może się jeszcze czegoś od
innych nauczyć. I o tym, że
naprawdę wszystko już było, tzn.
świat się zmienia, ale ludzie są
wciąż tacy sami: tak samo
kochają, nienawidzą, pożądają,
popełniają te same błędy, uczą
się (lub naukę odrzucają).
Strona plastyczna filmu godna
pochwały. I ten motyw cyklicznie
zmieniających się pór roku,
jeden z moich ulubionych.
Spokojne, refleksyjne kino.
Warto!
do efraima
Tu każdy może zamieścić
swoją opinię o filmie. I nie
trzeba jej zaraz tytułować "do
wabika" tylko dlatego, że jest
od Wabikowej różna. Wabik nie
potrzebuje tłumaczenia o czym
ten film opowiada, bo Wabik go
widział. Otóż Wabika on nie
porusza, w każdym razie nie w
takim sensie jak efraima.
Dosadny to on jest, ale dla
Wabika to wada. Wabik miał już
wcześniej świadomość, że wokół
żyje wielu ludzi, których
relacje z otoczeniem w sferze
seksu (i innych) są mocno
zaburzone. Nie potrzebował do
tego "Pianistki". A Huppert była
rzeczywiście świetna. I co z
tego? P.S. Przy okazji gratuluję
znajomych.
Nie, nie i jeszcze raz NIE!
Ten film tylko udaje
głęboki. Tylko udaje, że ma coś
ważnego do powiedzenia o
kondycji człowieka. Swoją
intelektualną pustkę nieudolnie
pokrywa dosadnością. PS. Sorry
gege i inni zachwyceni, ale co
to ma być "Kariera zawodowa
wplynela na samotnosc kobiety
uwiklanej w jarzmie seksu"? Rany
Boskie! Mądrości jak ze
sztambucha pensjonarki!
Wabik , 2004-10-30
13:06:49
:-(((
Garfield jest SUPER, ale
film o Garfieldzie jest
tragicznie słaby. Z prawdziwego
Garfielda nie zostało dosłownie
nic! A może go wykastrowali?
Wyłącznie dla bezkrytycznych
dzieciaków. Najwyżej do 12 roku
życia.
Chwilami zabawny, ale też
mocno przynudza
Trudno ocenić ten film ze
względu na jego odmienność od
kina, do jakiego jesteśmy
przyzwyczajeni. Po prostu brak
dobrych punktów odniesienia.
Jest egzotyczny i dziwny, a może
nawet dziwaczny. Zatem jest
zrozumiałe, że wywołuje tak
rozbieżne opinie. Można jego
poetykę "kupić", albo nie, można
w kinie chichotać, albo
skwitować wzruszeniem ramion.
Zależy od widza. Natomiast dwie
rzeczy trzeba zauważyć: 1) To
jest film w konwencji buffo i
nie można go brać zbyt poważnie.
2) Ostentacyjna tandetność tego
filmu jest zamierzona.
Do BloodyMary :-)
Mary, jesteś wielka! W
czasie seansu obserwujesz twarze
innych widzów, a nawet
interpretujesz ich wyraz. Jak
wiadomo w kinie jest raczej
ciemno. Ponadto osoby siedzące
przed nami widać tylko od tyłu,
a odwracanie się i wgapianie w
osobę siedzącą za nami raczej
nie należy do akceptowalnych
zachowań kinowych. No, można
rzucić okiem na boki, ale to
tylko profil i przy tym
niedostatku światła... Zaiste
musisz mieć dobry wzrok.
Piękny
Piękny film o miłości,
wierności i o tym, że ludzie
mogą być sobie przeznaczeni, a
przynajmniej o tym, że czasem w
to wierzą i że wiara czyni cuda.
No... każdy chciałby być tak
kochany! Przy czym historia nie
jest nudna i rażąca tanim
sentymentalizmem, jak to często
z romansami bywa. Mamy tu bowiem
– znany raczej z filmów
kryminalnych – motyw prywatnego
śledztwa i mozolnego dochodzenia
bohaterki do prawdy. Matyldzie
co chwilę urywają się tropy i
wydaje się, że sprawa jest
beznadziejna. A cała intryga
jest opowiedziana naprawdę
przednio. Jest to też film
piękny plastycznie - jak na
Jeuneta przystało: piękne
plenery, piękne zdjęcia, urocze
nadużywanie filtrów barwnych (to
jest jak znak firmowy),
niespotykana dbałość o szczegóły
i rekwizyty, wreszcie efekty
specjalne, które nie są objawem
gadżetomanii, a służą
wyczarowaniu klimatu. Radość dla
oczu. Jest to jeszcze film
antywojenny. Może za dużo naraz?
Wcale nie, jeżeli scenarzysta,
reżyser i aktorzy sobie radzą.
Ci sobie poradzili koncertowo!
Wabik , 2005-02-14
14:01:39
Bardzo dobry film... w
trzech czwartych
Opowieść o skomplikowanych
relacjach
emocjonalno-seksualnych czwórki
bohaterów. Jak dla mnie nawet
trochę zbyt skomplikowanych, ale
z drugiej strony, gdyby były
proste, to nie byłoby o czym
robić filmu. Bohaterowie bardzo
chcą być z kimś BLIŻEJ i być
naprawdę, ale nie bardzo im
wychodzi. Spokojna narracja
skupiona na postaciach, a te
naprawdę dobrze poprowadzone.
Bardzo ciekawa jest postać
Alice, dziewczyny znikąd, o
której nic nie wiemy i nic
właściwie się nie dowiadujemy do
końca. Atutem filmu jest świetne
aktorstwo. Film daje do
myślenia. Jednak scenarzysta
przedobrzył w pewnym momencie,
tak mniej więcej po ¾
opowieści. Dla mnie stanowczo
było za dużo o jedno rozstanie i
powrót, o jedno "teraz kocham, a
teraz nie kocham". Zaczęło być
groteskowo. Dlatego rozumiem
tych co się filmem zachwycają i
tych, którzy są nim poirytowani.
Jednak polecam.
Do Bloody Mary: Kto się
myli...
Po pierwsze ten film jest
poprawny politycznie, a nie
historycznie!! I naprawdę nic
mnie nie obchodzą wiadomości
pochodzące wprost w materiałów
reklamowych dystrybutora, że
Stone pracował nad scenariuszem
15 lat. Zresztą choćby i
pracował 20 dla mnie się liczy
to, że efekt końcowy jest
niezadowalający. Trzeba też
pamiętać o amerykańskim systemie
produkcji filmów: dyktat tych co
wykładają kasę i równanie w dół
wg filozofii "co się lepiej
sprzeda". Ja nie wątpię w
zaangażowanie ekipy, tylko co to
ma do rzeczy?? Film tak naprawdę
powstaje w montażu! Stone jest
wybitnym reżyserem, ale nikt nie
kręci samych arcydzieł.
Pozdrawiam.
Norma w polskim kinie, czyli
kiepściutko
Superprodukcja? Ani super,
ani produkcja!
Fajne
Inny, oryginalny,
niebanalny, zaskakujący,
zabawny, dziwny, zakręcony,
interesujący.
Post scriptum
Na pewno warto zobaczyć
sceny batalistyczne i biust
Rosario Dawson (Roxana)
Można zobaczyć, ale niektórzy
przysypiają
Ten film byłby
niewątpliwie lepszy, gdyby
dobrze obsadzono tytułową rolę.
Farrell jest aktorem nie mającym
za grosz charyzmy. To ma być
wielki wódz, człowiek władczy,
umiejący podporządkować sobie
innych i próbujący dosięgnąć
marzeń??? Żenada, porażka! Dla
odmiany miłą niespodzianką była
Angelina Jolie jako Olympias.
Cały czas balansuje na granicy
przesady. No to przynajmniej
jest rola na miarę królowej i
kobiety, która wie czego chce.
Niesłychane wręcz są słowotoki w
tym filmie i bez tego za długim.
Gadają i gadają. Gada Hopkins,
gada Jolie i gada sam Farrell, a
niewiele z tego gadania wynika.
A z drugiej strony są w filmie
dziwne przeskoki i momenty,
które aż się proszą o jakieś
dopowiedzenie. Inaczej mówiąc
mam poważne zastrzeżenia do
scenariusza. A na dodatek ta
doklejona Aleksandrowi na siłę,
anachroniczna i skrojona na
modłę amerykańskiej poprawności
politycznej, idea braterstwa ras
i narodów. Litości! Czy ten film
w ogóle próbował się zmierzyć z
fenomenem jednej z najbardziej
spektakularnych postaci w
historii? Wątpię.
Dziwny, niezrozumiały
Pewnie, że film jest
niezwykły. To niewątpliwie rzecz
bardzo oryginalna na naszych
ekranach. Owszem, widoczna jest
dbałość o plastyczną stronę
dzieła. Ale co do jego
symboliki, metaforyki no to
niestety pozostaje dla mnie w
dużej mierze nieczytelna. Mimo
moich najszczerszych chęci film
do mnnie nie dotarł i nie byłem
w stanie odebrać go
emocjonalnie. Oczywiście nie
zabraniam nikomu się zachwycać,
ale zrozumieć tego nie potrafię.
PS. Do wszystkich mądrali: Lalki
pokazane w filmie nie są
marionetkami.
Wabik , 2005-01-12
16:09:03
Zagadkowy ten Lynch...
Po raz kolejny próbowałem
się przekonać jednak do kina
Lyncha, do jego stylu i klimatu.
Bardzo bowiem nie lubię odrzucać
czegoś z góry. Podobnie jak nie
lubię, kiedy ludzie krytykują
coś o czym nie mają pojęcia
(częste zjawisko niestety). A
ten Lynch ma swoje spore grono
zwolenników. No więc - myślałem
sobie - może jednak coś w tym
jest. Może poprzednie złe
wrażenia były jednak
przypadkiem? Niestety znowu
klapa! Jeśli coś wartościowego w
tym specyficznym kinie jest, to
mnie to nie bierze. No nie da
rady i już! Nuda, zero emocji,
zero zabawy, zero zaciekawienia.
Wabik , 2004-10-30
14:28:05
Nadal Dno
Uprzejmie wyjaśniam, że
nie jestem nadętym snobem i
lubię dobrze zrobione kino
rozrywkowe. Za intrygą w wielu
innych filmach jakoś spokojnie
nadążam, nawet jeśli jest
pokręcona. Ten film miał być
właśnie miłą rozrywką na koniec
dnia. Niestety nie był. Intryga
mnie zmęczyła, a całość
znudziła. Zanim się to skończyło
przestało mnie obchodzić kto co
komu i kiedy ukradł. Humoru
(dobrego) jakoś nie dostrzegłem.
Wabik , 2005-01-27
16:53:44
Dno
"Ocean's eleven" nie był
niczym rewelacyjnym, miał jednak
pewne zalety luksusowego kina
rozrywkowego. "Dogrywka" jest po
prostu całkowicie niestrawna.
Film nie jest ani zabawny, ani
zajmujący. Przegadana,
skomplikowana mega-nuda. Nawet
przy najwyższym wysiłku za
cholerę nie wiadomo o co w tym
chodzi. Postaci nie mają w sobie
ani odrobiny życia, samo drewno.
Nie można ich polubić, nie można
ich nawet nienawidzić, można
tylko mieć je gdzieś. Z
najwyższym trudem wytrwałem do
końca. Szajs!
Wabik , 2005-01-26
19:14:15
Do GhostRidera
Do GhostRidera
Doprawdy nie rozumiem,
dlaczego GhostRider poświęca
tyle miejsca na polemikę z tym,
że "Pręgi" są reklamowane jako
polski kandydat do Oscara, a tym
bardziej nie rozumiem dlaczego
to robi tekście zatytułowanym
"Do Wabika". Ja o żadnych
oskarowych aspiracjach "Pręg" w
ogóle nie wspominałem! I
podobnie jak dla GhostRidera nie
jest to dla mnie żaden argument.
Tu akurat zgadzam się z moim
szanownym adwersarzem. Co do
wartości samego filmu, każdy z
nas na szczęście może pozostać
przy własnym zdaniu. Nadmieniam
również, że w najmniejszym
stopniu nie zabierałem głosu w
dyskusji na temat opozycji
"młodzi" kontra "starzy" w
polskim kinie. To specjalność
miesięcznika "Film". Nie moja.
Pozdrawiam.
Wabik , 2004-10-30
11:15:02
To trzeba zobaczyć
To zdecydowanie najlepszy
polski film co najmniej od
pięciu lat (czyli od "Długu").
Pewnie bym ostrugał w Pręgach ze
dwie lub trzy sceny, które być
może dryfują trochę w stronę
tandety... Ale to nic,
przyzwyczajony jestem do tego,
że żadnego właściwie filmu nie
kupuję w stu procentach od
początku do końca. Te sceny i
tak nie psują całości. Ten film
naprawdę uderza po emocjach,
przykuwa uwagę i daje do
myślenia. Jestem przekonany, że
ludzie odczytują go na różne
sposoby, choćby w zależności od
tego jakie kto miał dzieciństwo,
w jakim jest wieku, czy sam jest
ojcem. Ja dziękowałem Bogu, że
miałem innych rodziców, ale
wcale moje przemyślenia na tym
się nie skończyły. Mnie tak
naprawdę przeszkadzała tylko
jedna scena. I to nawet nie
dlatego, że była zła.
Przeciwnie: była wiarygodna i
dobrze zagrana. A rozzłościło
mnie to, że ja się spodziewałem
takiego właśnie rozwoju tej
sceny. Po prostu wiało z niej
aktualną publicystyką, a pewnych
tematów człowiek czasem ma dość.
To scena spowiedzi. Kto widział
zrozumie, o co mi chodzi. Jest
parę znakomitych momentów w tym
filmie. Tylko jeden przykład:
krótka rola Doroty Kamińskiej (z
trudem ją rozpoznałem),
całkowicie na przekór jej
emploi. Samo mięso! To trzeba
zobaczyć! PS. Nie przejmujcie
się opiniami GhostRidera czy
innej ameryki! Jeżeli
oczekujecie w filmie czegoś
innego niż parę eksplozji i
piersiastej blondynki, to warto
zobaczyć "Pręgi".
Wabik , 2004-10-26
16:14:51
Taki sobie...
To ewidentne odcianie
kuponów od popularności Shreka
czy Epoki lodowcowej (a po
drodze były jeszcze inne filmy).
Pewna konwencja humoru w filmie
animowanym, która niewątpliwie
była odkrywcza, przesadnie
esploatowana zaczyna nużyć.
Historyjka prościutka jak na
film dla dzieci przystało. Dla
dorosłych są liczne smaczki -
cytaty i nawiązania do znanych
filmów i w ogóle popkultury.
Niekótre całkiem fajne (np.
pojawiają się pierwsze rekiny na
początku - słyszymy muzykę ze
"Szczęk"). Mimo to film jako
całość się nie broni. Średniak.
Wabik , 2004-10-30
13:56:48
To taki sympatyczny, fajny
film
Jest intryga kryminalna,
przyzwoita zupełnie, która
zgrabnie zbiera film do kupy.
Ale wcale nie ona jest
najważniejsza. Ważniejszy jest
ogólny klimat, poczucie humoru,
sympatyczni i wyraziści
bohaterowie. Wszystko
opowiedziane naprawdę z
wdziękiem, lekkością i klasą. Do
tego ślicznie sfilmowany Kraków,
dobre aktorstwo. I wreszcie
młodzi zdolni, a nie te w kółko
opatrzone twarze. To żadne
wielkie dzieło oczywiście. Po
prostu zgrabny, zabawny film.
Dobra robota! [Boże, jak nam
potrzeba takich filmów w polskim
kinie!!]
Wabik , 2004-10-30
14:46:32
Zdecydowany niedosyt
Jako film dla dzieci
bardzo dobry. Jako film również
dla dorosłych niestety
rozczarowuje. Całość nijak się
ma do superśmiesznej reklamówki,
którą mogliśmy oglądać w kinach
od kilku miesięcy. Ani tak
zabawny, ani tak zajmujący jak
można było oczekiwać. Jeżeli
masz dziecko w wieku powiedzmy
10 lat - koniecznie. Jeżeli
oczekujesz poczucia humoru w
stylu Shreka, czy chociażby Nemo
- daruj sobie.
Wabik , 2004-11-23
20:15:18
Film Królewna Śnieżka i Łowca nie był żadną rewelacją, ale dało się go obejrzeć z pewną dozą przyjemności. Łowca i Królowa Lodu to prawdziwa porażka. Wprost nie do wiary, że ten film jest aż tak słaby! Nie zbliżać się do kina!