gliwice.repertuary.pl
Home

Solaris po amerykańsku

Nie będę porównywać filmu z pierwowzorem literackim, z reguły take porównania wypadają na niekorzyść filmu co jest całkowicie naturalne, ponieważ każdy ma swoją wizję powieści, każdy odnajduje w niej coś innego. Jednak szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś więcej. Połączenie lemowskiej wizji obcego z możliwościami jakie daje dzisiejsza technika filmowa mogło stworzyć niepowtarzalne w swej wymowie dzieło. Na pierwszy plan (niestety) wysuwa się wątek tragicznej miłości Chrisa i Harey, co sprawia, że film zmienia zupełnie swoje przesłanie. Jakby tego było mało nastrój stworzony przez muzykę i nieustannie padający deszcz działają delikatnie mówiąc...usypiająco. Akcja, a właściwie jej brak powodują, że film się nieco dłuży.
Jednak pomimo tego (a może właśnie dzięki temu) możemy cieszyć oczy bajkową kolorystyką planety Solaris, która była jedynie ozdobą filmu a nie głównym bohaterem...
Cóż może uda nam się jeszcze kiedyś zobaczyć dobrą adaptację Solaris, godną dzieła Lema.